Sydney - Australia w pigułce
Początki Sydney
To najbardziej znane australijskie miasto było pierwszym miejscem na kontynencie, w którym pojawili się przybysze ze Starego Świata: blisko 160 tys. skazańców przywiezionych tu na zsyłkę. Jako brytyjska kolonia Australia zagwarantowała im całkiem niezłe warunki. Miejscowy klimat słynie z łagodności: temperatura nie spada poniżej 10oC, a lata są przyjemnie ciepłe (jeśli akurat nie pojawią się upały, będące efektem zawirowań klimatycznych na Ziemi, temperatura wynosi ok. 25?C). Bez porównania z typową angielską pogodą. Przez blisko 220 lat Sydney rozrosło się z osady skazańców do ogromnej aglomeracji, ciągnącej się na przestrzeni kilkudziesięciu kilometrów.
Tekst pochodzi z magazynu:
Sydney. Miejskie ikony
Jeśli miałbym polecieć do Australii na tydzień - wybrałbym właśnie Sydney. To jedyne miejsce na świecie, gdzie w obrębie centrum można plażować, zwiedzać parki narodowe z dziko żyjącymi zwierzętami, wspinać się i żeglować. W mieście znajdziemy też dziesiątki miejsc serwujących kuchnie świata i liczące kilkadziesiąt tysięcy lat naskalne rysunki Aborygenów. Pewnie dlatego większość jego mieszkańców nie przepada za wyjazdami.
Poza tym ciężko mówić o Sydney jak o jednym mieście. To w rzeczywistości imponująca aglomeracja składająca się z wielu obszarów. Warto zwiedzać ją z głową, wgryzając się w nią powoli, a na początku dać się poprowadzić za rękę. Sydney bowiem jest zbyt duże na to, by robić to spontanicznie.
Jedną z ikon miasta jest Harbour Bridge, położony na północ od centrum, w The Rocks - dawnej dzielnicy marynarzy i prostytutek. Most, nazywany pieszczotliwie Wieszaczkiem, powstał przed II wojną światową, ale dopiero kilkanaście lat temu ktoś wpadł na szatańsko dobry pomysł, by udostępnić dla zwiedzających ogromne łuki konstrukcji.
I stało się! Wycieczka - a raczej wspinaczka - na położone ponad 134 m nad powierzchnią wody łuki jest jedną z głównych atrakcji dla turystów. Przejście całego mostu zajmuje 2-3 godz., a wejścia odbywają się zarówno w dzień, jak i w nocy. Z góry rozpościera się zapierająca dech w piersiach panorama, z kolejną ikoną Sydney - budynkiem opery.
Opera w Sydney/ Fot. Shutterstock
Wpisany na listę UNESCO obiekt, obchodzący w tym roku 40. urodziny, powstał na deskach kreślarskich duńskiego biura projektowego, którego dziełem są także... Złote Tarasy w Warszawie. Opera wszystkim kojarzy się z rozpostartymi żaglami, a mało kto wie, że ta oryginalna bryła miała symbolizować cząstki pomarańczy. Warto wejść do środka - z tej perspektywy wygląda równie atrakcyjnie.
Dzielnice rozrywki
Mimo że w Sydney językiem urzędowym jest angielski, częściej słychać tu włoski, nepalski, turecki czy nawet polski. Szczególnie w dzielnicy Glebe, gdzie skupiła się bohema miasta i międzynarodowe towarzystwo tych, dla których Australia stała się nowym domem. To najbardziej kosmopolityczna z dzielnic, z niezliczoną liczbą sklepów i restauracji, muzyką świata i światowym towarzystwem. Warto tu zajrzeć, a jeszcze lepiej właśnie tutaj zorganizować sobie nocleg w mieście. Nocą Glebe dostaje bowiem drugie życie. Kto chciałby się o tym przekonać, niech odwiedzi po północy hiszpański lokal Different Drummer.
Wielbiciele mocniejszych wrażeń powinni też wylądować w położonej na wschód od centrum dzielnicy Kings Cross. To miejsce rozrywki, seksu i handlu (także tego nielegalnego), dumnie noszące miano red light district. Trafiają tu turyści, dla których pobyt w Australii to przede wszystkim czas dobrej, mocno zakrapianej zabawy. Pełno tu hoteli, hosteli i całodobowych lokali różnej maści dla osób o wszelkich preferencjach.
Kings Cross/ Fot. Shutterstock
Zgoła odmienny klimat panuje na Martin Place, szerokim i długim deptaku w centrum, na południe od mostu i opery. Dookoła wznoszą się wielkie budynki instytucji finansowych, modne bary gotowe przyjąć zgłodniałych biznesmenów oraz wyjątkowe przykłady kolonialnej architektury i cacka art déco. Warto wybrać się tu w czasie styczniowego karnawału - w położonym przy deptaku amfiteatrze odbywają się wtedy koncerty i pokazy.
W kontakcie z naturą
Będąc w Sydney, z łatwością można przeskoczyć z wielkomiejskiego gwaru do miejsc, w których rządzi natura. Niespełna 30 km od centrum miasta znajduje się Królewski Park Narodowy. Mnóstwo w nim platform widokowych, malowniczych skał, lasów i plaż, po których można wędrować albo jeździć na rowerze. Nieco bliżej miasta, w okolicach Manly, warto z kolei przejść 10-kilometrowy szlak z widokami na zatokę, prowadzący przez busz i okolice Sydney Harbour National Park.
Bondi Beach/ Fot. Shutterstock
Miasto jest także centrum surfingu, z jedną z najpopularniejszych plaż w całej Australii - położoną nad Pacyfikiem, 7 km od centrum, Bondi Beach. Plaża jest ogromna, a fale rozsądnej wielkości - wystarczającej jednak, by to miejsce okupowały tłumy surferów. Kilka minut spacerem na południe można znaleźć mniejszą plażę Tamarama, którą ukochali m.in. australijscy celebryci, zaś na północy, u wlotu zatoki, znajdują się mniej gwarne miejsca, idealne np. dla rodzin z dziećmi.
A gdy już nasycimy się kontaktem z lasami i plażami, tylko chwilę zajmie nam powrót do wielkiego miasta. Oto cały urok Sydney.
Komentarze (1):
Ponoć w Australii też jest ruch lewostronny to prawda? Jak zwiedzałam Wyspy Brytyjskie to było to dla mnie tak odmienne od tego, do czego się przyzwyczaiłam w innych krajach, że szok. Australia jest na mojej wish liście ;)
Prześlij komentarz
Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]
<< Strona główna